1 Wyprawa BIKEPACKING

1 Wyprawa BIKEPACKING

Ależ to była wyprawa! 3 dni, ok 180km i prawie 2400m przewyższeń! A do tego rowery obciążone sakwami.

Tak właśnie wyglądała nasza pierwsza edycja Bikepacking RDNR Ogrodzieniec i niezapomniana przygoda!

DZIEŃ 1

Pierwszego dnia, o godzinie 8:30, nasza dziewięcioosobowa grupa zebrała się u stóp imponującego Zamku Ogrodzieniec w Podzamczu.
Wyruszyliśmy na Szlak Warowni Jurajskich, gotowi do odkrywania fascynujących miejsc. Już na początku, po kilku kilometrach, zorientowaliśmy się, że sakwy muszą być poprawione, ponieważ na nierównościach korzeni skakały i groziło ich wypadnięcie.

Po krótkim przystanku na naprawę, kontynuowaliśmy naszą trasę w kierunku Smolenia. Stwierdziliśmy, że rowery crossowe są świetne na utwardzonych ścieżkach, ale na terenach jury, gdzie dominują piasek i korzenie, sprawdzały się gorzej, szczególnie z dodatkowym obciążeniem 15 kg w postaci sakw.

Po przejechaniu kolejnych kilometrów zrobiliśmy sobie przerwę na kawę i śniadanie w urokliwej leśnej altance. To było również pierwsze wyzwanie z gotowaniem w warunkach polowych, ale poradziliśmy sobie znakomicie. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy w kierunku Wolbromia, mijając urokliwe krajobrazy pól kukurydzy. W Wolbromiu zatrzymaliśmy się na rynku, gdzie rozkoszowaliśmy się pysznymi lodami i uzupełniliśmy nasze bidony. Mieszkańcy okazali się niezwykle serdeczni, zapraszając nas na powrót na... kiszone ogórki.

Image
Image
Trasa zaczęła zmieniać się, teraz przekraczaliśmy coraz to piękniejsze pagórki, otoczeni malowniczymi łąkami. Słońce mocno grzało, temperatura zbliżała się do 30 stopni, ale w cieniu było niewymownie przyjemnie. Mijaliśmy Źródła hydrografów, gdzie krystalicznie czysta woda ukazywała malownicze dno. W Ibramowicach spotkaliśmy życzliwego mieszkańca, który podzielił się z nami historią swojego życia.
Image
Kierowaliśmy się w stronę Ojcowa, trasa wiodła nas przez pola i asfalt. Niezmiennie towarzyszyły nam słońce i wyjątkowo wymagające podjazdy. W końcu dotarliśmy do Ojcowa, gdzie zatrzymaliśmy się na pysznego pstrąga ojcowskiego. W cieniu drzew odpoczęliśmy i nabraliśmy sił na dalszą podróż.

Nasz nocleg w Dolinie Będkowskiej był zaplanowany na ten dzień. Przed nami jeszcze 4-kilometrowy podjazd, który okazał się najlżejszym w dzisiejszym dniu. Zatrzymaliśmy się jeszcze w sklepie, by zaopatrzyć się na kolację i śniadanie na następny dzień. Ostatnie kilometry prowadziły nas do Brandysówki, naszego miejsca noclegowego. Po przyjeździe rozstawiliśmy namioty, wzięliśmy szybki prysznic i zorganizowaliśmy ognisko. Miejsce było bajeczne, a widok na górę Sokolica zapierał dech w piersiach. Kiełbaski smakowały wyjątkowo, choć planowaliśmy oglądanie perseidów, wszyscy byliśmy zbyt zmęczeni i poszliśmy spać.
Image
Image
Pierwszy dzień wyprawy dobiegł końca, pokonaliśmy około 75 kilometrów i zdobyliśmy 1200 metrów przewyższenia. To tylko początek, czeka nas jeszcze wiele niezapomnianych chwil w kolejnych dniach...
Image

DZIEŃ 2

Rozpoczęliśmy dzień o godzinie 6:00, a pole namiotowe witało nas ciszą, spokojem i delikatnymi kroplami rosy. Na śniadanie przygotowaliśmy szybką jajecznicę z pozostałych jajek, które przetrwały wstrząsy poprzedniego dnia. Słońce jeszcze nie pojawiło się zza wzgórza, więc mieliśmy chwilę na kawę i planowanie dalszego przebiegu wyprawy. Około 8:00 słońce w końcu wyłoniło się znad wzgórza, przewidując, że to będzie gorący dzień. Po spakowaniu namiotów i zwinęciu obozowiska, wyruszyliśmy o 10:00 w dalszą podróż w kierunku Krzeszowic.
Image
Image
Początkowa część trasy prowadziła nas asfaltem, ale charakterystyczny profil trasy pozostał niezmieniony – znów były to strome podjazdy. Po kilku kilometrach dotarliśmy do punktu, gdzie musieliśmy wyprowadzić rowery po kilkusetmetrowych schodach. Było to niemałe wyzwanie. Po zdobyciu szczytu schodów, zatrzymaliśmy się na wzgórzu, aby podziwiać piękną panoramę okolicy, zanim słońce w pełni się pojawiło.

Kontynuując dalszą trasę, dotarliśmy do Nielepickich Skał. Musieliśmy podjąć decyzję – wspiąć się rowerami pod Skałę z Krzyżem, co wydawało się niemożliwe, czy też poszukać alternatywnej drogi. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na opcję drugą i wybraliśmy Zielony Szlak wokół skał. Grupa została podzielona na dwie części: jedna podjęła wyzwanie wspinaczki na Skałę, a druga wybrała Zielony Szlak. Okazało się, że wybór nie był najlepszy, ponieważ teren wokół skał był trudny – pola, krzaki, las i strome wzniesienia.
Image
Nasza wyprawa przyniosła nam nauczkę i przemyślenie, dlaczego nie wybraliśmy ścieżki rowerowej, która biegła tuż obok, zamiast wspinania się pieszo. Po zakończeniu tego etapu, wróciliśmy do punktu zbiórki, gdzie spotkaliśmy pierwszą grupę, która już zdążyła wypić kawę i zjeść drugie śniadanie.

Po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej. Kolejny etap trasy prowadził nas przez przepiękne krajobrazy, a zjeżdżaliśmy praktycznie przez cały czas utwardzoną ścieżką Tenczyńskiego Szlaku Rowerowego. Po przejechaniu kilku kilometrów, dotarliśmy do Zamku Tenczyn w Rudnie. Mimo że planowaliśmy wejście z rowerami, postanowiliśmy zostawić je na dole, poza jednym z nas, Rafałem, który zdecydował się na wspinaczkę pionową ścianą na zamek. Widok z góry zapierał dech w piersiach. Po krótkiej sesji zdjęciowej, wróciliśmy na dół.
Image
Image
Następna część trasy prowadziła nas częściowo asfaltem, wzdłuż którego dotarliśmy do Krzeszowic. Tam szybko zatrzymaliśmy się w sklepie z zielonym płazem w logo, aby uzupełnić kalorie oraz elektorlity i ruszyliśmy w kierunku klasztoru w Czernej. Z daleka dostrzegliśmy ogromny krzyż na wzniesieniu. Wiedzieliśmy, że musimy tam dojechać, co potwierdziła nasza trasa.

Kilka kilometrów podjazdu na szczęście po asfalcie... Widoki zapierające dech w piersi wynagrodziły nam trud podjazdu. Po pokonaniu podjazdu, docieramy na szczyt. Temperatura przekraczała 30 stopni, ale wiedzieliśmy, że teraz przed nami zjazd, jako nagroda za wcześniejsze wspinanie. Około 2 km zjazdu z prędkością sięgającą 70 km/h stanowiło prawdziwe ukojenie.
Image
Na mapie mieliśmy jeszcze 20 km do celu. Duma wzrastała, pomimo naszego zmęczenia. Niestety, mieliśmy jeszcze jedno wyzwanie przed sobą – kilka kilometrów podjazdu, by dotrzeć na drugą stronę wzniesienia, gdzie miało być pole namiotowe. Bez świadomości, co nas czeka, musieliśmy wybrać między jazdą asfaltem, ale z dużym ruchem drogowym, a wspinaniem się w nieznane. Wybraliśmy to drugie.

Krzątanina wśród krzaków była tylko początkiem. Cały czas trudny i wąski podjazd, a co za tym idzie - pchamy rowery. Po około 2 km znaleźliśmy się na otwartym polu, nadal pod górkę i nadal w ekstremalnej temperaturze. Przemierzyliśmy tak kilka kilometrów w pełnym słońcu. Wreszcie dotarliśmy na asfalt! Na mapie mieliśmy jeszcze 6 km do celu, ale oczywiście były to kolejne podjazdy. Droga była falista, przemierzaliśmy kolejne podjazdy i zjazdy.
Na koniec czekał na nas piękny odcinek singla wzdłuż strumyka. W końcu dojechaliśmy do pola namiotowego - Nasza Dolina. To miejsce różniło się od tego w Brandysówce – tutaj było "jakby luksusowo" :). Po szybkim prysznicu i rozbiciu namiotów, mieliśmy okazję podziwiać piękny widok startu balonów tuż obok naszych namiotów. To był niesamowity spektakl na zakończenie tego wyczerpującego dnia. Poznaliśmy również właścicieli pola, którzy okazali się być bardzo sympatycznymi młodymi ludźmi.
Image
Image
Wieczorem rozpaliliśmy ognisko i delektowaliśmy się zasłużonym odpoczynkiem po ekstremalnie trudnym dniu. W sumie pokonaliśmy około 55 km i zdobyliśmy prawie 800 metrów przewyższenia!
Image

DZIEŃ 3

Przywitał nas przepięknym widokiem. Już o godzinie 6 słońce rozświetliło nasze pole namiotowe. Po śniadaniu, wizycie w toalecie i spakowaniu bagażu podjęliśmy decyzję o drobnej zmianie trasy. Wszyscy byli już wyraźnie zmęczeni, więc postanowiliśmy uniknąć kolejnych trudnych podjazdów. Wybraliśmy trasę o długości 45 km i 400 m przewyższeń. Okazało się, że to był trafny wybór. Przeważająca część trasy była asfaltowa, a podjazdy nie wywoływały już tak silnych emocji. Niestety, temperatura tego dnia była wyjątkowo wysoka – spodziewaliśmy się mega gorącego dnia.
Image
Image
O godzinie 10 wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Szybko pokonywaliśmy kolejne kilometry, przemierzając malownicze pola. W końcu dotarliśmy do miejscowości Gołaczewy, gdzie mieściła się firma produkująca owoce w czekoladzie. Właściciel okazał się być niezwykle życzliwą osobą, obdarowując nas torbą czekoladek, nie chcąc niczego w zamian! Ponadto zaproponował nam kawę. Nie chcąc być netrętnymi gośćmi, postanowiliśmy kontynuować podróż i w najbliższej okazji zrobić sobie kawę na świeżym powietrzu, rozkoszując się pysznymi czekoladkami.

Po dłuższej przerwie ruszyliśmy w kierunku Bydlina, gdzie odwiedziliśmy zamek. Po drodze zajrzeliśmy do miejscowego sklepu i skierowaliśmy się w stronę Złożeńca. Następnie dotarliśmy do Ryczowa i skierowaliśmy się w kierunku początku naszej podróży – Zamku Ogrodzienieckiego. Po około 4 godzinach jazdy osiągnęliśmy cel, pokonując łącznie 45 km i 400 m przewyższeń.
Image
To była niesamowita przygoda – trzy dni spędzone z wspaniałymi ludźmi i rowerami, które były dla nas nie tylko środkiem transportu, ale również domem. Choć to była nasza pierwsza edycja Bikepackingu, to z pewnością nie będzie ostatnia.

Podsumowując, w ciągu trzech dni pokonaliśmy około 180 km i zdobyliśmy prawie 2400 m przewyższeń.

W wyprawie wzięli udział: nasza jedyna reprezentantka płci pięknej - Agnieszka, 13-letni Antek oraz dwaj Rafałowie, Sławek, Radek, Grzesiek, Sebastian i Przemek. Na zakończenie otrzymaliśmy odznaki PTTK za ukończenie wyprawy rowerowej. Gorąco polecamy wszystkim taką formę wypraw rowerowych. Już teraz planujemy kolejną edycję!

sm
Image
Image